wtorek, 28 maja 2013

Prolog

Głuche dudnienie do drzwi przerwało niespokojny sen Sakury Fujioki. Półprzytomna kobieta wiedząc, iż nikt nie odważyłby się budzić jej w środku nocy bez powodu, szybko podniosła się z łóżka i zarzuciła na blade ramiona cienki szlafrok.
Stanąwszy w drzwiach sypialni zobaczyła młodego mężczyznę, na którego twarzy malowało się przerażenie. Długo znała Thomasa Bright’a. Pracowała z nim od wielu lat. Te kolejne miesiące spędzone w jego towarzystwie sprawiły iż wiedziała, że przerażenie malujące się na twarzy mężczyzny musiało znaleźć odzwierciedlenie w wyjątkowo paskudnej sprawie.
- Co się stało? – zapytała od razu ruszając w stronę swojego gabinetu.
- Ktoś się przebudził – odrzekł ruszając w ślad za nią. - Żaden z dziedziców Najwyższych Rodów. To ktoś spoza Alpheratz, pani.
- Jesteś tego pewien? – Rzuciła mu pospieszne spojrzenie.
- Jestem stuprocentowo pewien, pani. Jeśli byłoby inaczej i byłby to ktoś z naszych nie kłopotałbym cię w samym środku nocy.
- Jakie są szanse…
- Nie mam pojęcia. Nie łudziłbym się jednak specjalnie, pani. Dar Strażników rzadko pojawia się poza Najwyższymi Rodami. Szanse na to, że jest to Piąty są niemal zerowe.
- Nie przekonamy się, póki nie sprawdzimy, prawda?
- Prawda, pani. – Bright przytaknął pokornie. Wiedział, że w tej chwili tego od niego wymagano. - Co mam zrobić?
- Obudź Blacka. Wezwijcie pozostałych. Nie mamy czasu do stracenia!

~~*~~

Młody mężczyzna przekręcił się na bok. Tej nocy miał wyjątkowo niespokojny sen. Chociaż nic nie zakłócało idealnej ciszy panującej w około, coś niepokojącego zawisło nad wyspą Alpheratz i dawało się Jamesowi we znaki.
Niespodziewanie blondyn zerwał się z posłania. Krzyknął głośno, kiedy ostry ból przeszył jego plecy.
Nie protestował jednak. Nie próbował uciec przed nagłym cierpieniem. Wiedział bowiem, co ono oznaczało.
Kiedy nagły atak ustał sięgnął dłonią za siebie. Jego rękę pokryła gęsta, gorąca ciecz.
Lekki uśmiech zawitał na jego twarzy, kiedy dostrzegł krew spływającą po palcach.
W końcu stało się to, co nieuniknione. Jego gwiazda została dopełniona.

~~*~~

Hikaru zamknął książkę i zdjąwszy okulary odłożył je wraz z pokaźnym tomiszczem na szafkę znajdującą się koło jego łóżka. W końcu udało mu się przeczytać w całości poleconą przez koleżankę pozycję. Musiał przyznać Mirze rację, lektura była niezwykle wciągająca i z pewnością kiedyś powróci do niej, jeśli czas mu na to pozwoli.
Odgarnął z czoła kosmyk jasnych, brązowych włosów. Zegarek stojący nieopodal wskazywał trzecią w nocy. To była najwyższa pora, żeby udać się na spoczynek. Czekał go pracowity dzień i chociaż zwykle nie potrzebował wiele snu, by czuć się wypoczętym wiedział, że nie może sobie pozwolić na całkowite zarwanie nocy.
Jego plany pokrzyżował nagły ból, który poczuł na plecach. Zszokowany poddał mu się całkowicie czekając, aż minie.
Kiedy w końcu palące uczucie ustąpiło wprawnym ruchem, postękując z bólu, ściągnął koszulkę, którą miał na sobie. Kiedy na błękitnym materiale dostrzegł wyraźne ślady krwi zacisnął mocno usta.
W końcu stało się to, co nieuniknione. Jego gwiazda została dopełniona.

~~*~~

Odgarnąwszy z twarzy ciemne, lepiące się od potu włosy spojrzał na kobietę leżącą obok niego w zmiętej pościeli. Naga brunetka o lekko otwartych ustach nie wydawała mu się tak piękna, jak jeszcze chwilę temu. Teraz, gdy spała, chociaż mógł bezkarnie podziwiać całe jej ciało, przyglądał się jedynie jej twarzy.
Wiedział, że w ciągu kilku dni rozmyje się ona w niewyraźną plamę, a później zniknie z jego wspomnień. Dokładnie tak, jak miało to miejsce w przypadku wszystkich innych kobiet, z którymi sypiał. Nie przejmował się tym specjalnie. On nie musiał o niej pamiętać. Ważne, że ona będzie pamiętała jego, Logana Sullivana, i tę noc okraszoną wspaniałym seksem, którą właśnie ze sobą spędzili.
Wstał z łóżka i niespiesznie zaczął zbierać porozrzucane po pokoju ubrania, by w końcu założyć je na siebie.
Zapinał właśnie pasek spodni, kiedy jego plecy przeszył ostry ból. Przygnieciony nagłym atakiem upadł na kolana zaciskając usta z bólu. Wiedział, że nie może pozwolić sobie na to, żeby krzyknąć. Musiał zachowywać się cicho, aby nie obudzić swojej partnerki.
Kiedy ból minął wstał z klęczek i stanął plecami do znajdującego się w drzwiach szafy lustra. Obejrzał się przez ramię.
Jego twarz wykrzywił lekki uśmiech, kiedy dostrzegł stróżki krwi spływające po jego skórze i świeżą ranę łączącą ze sobą dwie blizny po znacznie starszych rozcięciach.
W końcu stało się to, co nieuniknione. Jego gwiazda została dopełniona.

~~*~~

Tej nocy nie mógł spać. Znów dopadła go bezsenność, na którą miał jedynie jedno lekarstwo – bieg. Jak zwykle w ciszy opuścił zamieszkiwany apartament i zaczął przemierzać parkowe alejki, których było mnóstwo na terenie całego kampusu.
Po przebiegnięciu znacznego dystansu poczuł, że zaczyna go łapać lekkie zmęczenie, a jego skóra perli się od potu. Uśmiechnął się do siebie. O to właśnie chodziło. Jeszcze kilka kilometrów i będzie mógł wrócić do swojego pokoju, by zapaść w przerywany, niespokojny sen. Zawsze był to jednak jakikolwiek sen.
Kiedy jego plecy przeszył ostry ból upadł na żwirową ścieżkę. Jego krzyk przeszył powietrze.
Jeszcze długo po tym, jak ból ustał, leżał na ścieżce sparaliżowany strachem. Wiedział, co oznaczał ów niespodziewany atak bólu.
W końcu stało się to, co nieuniknione. Jego gwiazda została dopełniona.

~~*~~

W końcu stało się to, co nieuniknione. Gwiazda jedności została dopełniona.
Pięciu stało się jednym.
Jednym ciałem.
Jednym duchem.
Jednym przeznaczeniem.
Jedną przyszłością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz